Spojrzenie Maryi na tym obrazie jest spojrzeniem matki, która zna cierpienie i ofiarowuje pomoc bez granic. Poprzez swoją powagę i czułość zaprasza nas do przyjęcia woli Bożej nawet wtedy, gdy spotykamy cierpienie i krzyż.

Pożółkły i mocno zniszczony. Niewielki obrazek Matki Bożej Nieustającej Pomocy, oprawiony w ramki, wisi w mieszkaniu Grażyny od zawsze. Jest jak relikwia. – Dostałam go od mamy, a ona od księdza kilka dni po moim urodzeniu. Przyszłam na świat jako wcześniak. W latach 50 takich dzieci nie ratowano. Nie było inkubatorów i innego potrzebnego sprzętu, który jest dostępny dzisiaj, lekarze nie mieli też odpowiedniej wiedzy medycznej. Takie dzieci umierały w ciągu kilku dni od narodzin, zazwyczaj jeszcze w szpitalu. Mamie nie dano cienia nadziei, że przeżyję. Wypisano ją ze szpitala i pozwolono zabrać mnie do domu, abym mogła umrzeć wśród bliskich – rozpoczyna swoją opowieść Grażyna. – Wróciłyśmy do ubogiej chaty, w której nie było łazienki, bieżącej wody, a pomieszczenia mieszkalne łączyły się z oborą, gdzie dziadkowie hodowali zwierzęta. Mama wspominała, że wyglądem bardziej przypominałam kocię, a nie dziecko. Prawie się nie ruszałam, nie miałam wykształconego odruchu ssania, w związku z tym nie potrafiłam jeść. Według wszelkiej logiki i ówczesnej medycyny nie miałam szans na przeżycie – dodaje.

Modlitwa działa cuda

Tuż po przyjeździe do domu mama pani Grażyny poprosiła miejscowego księdza, by ochrzcił córkę. Kapłan powiedział, że przyjdzie nazajutrz. Wręczył też zrozpaczonej kobiecie obrazek z modlitwą. „To Matka Boża Nieustającej Pomocy. Módl się. Matczyna miłość, wiara i modlitwa mogą zdziałać cuda” – zapewnił.

Mama pani Grażyny zaczęła odmawiać Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Każdego dnia, ściskając w ręku obrazek, który dostała od proboszcza, żarliwie modliła się o zdrowie córki. – Kiedy poznałam tę historię, zapytałam mamę, czy wierzyła, iż Maryja wyprosi potrzebne łaski. Odpowiedziała, że podczas modlitwy usłyszała słowa: „Dziecko, nie martw się, wszystko będzie dobrze”. I tak się stało. Zaczęłam jeść, przybierać na wadze, stawałam się silniejsza. Mama obiecała wówczas, że do końca swoich dni będzie dziękować za moje ocalenie. W każdą środę chodziła do kościoła na Nowennę do MBNP, odmawiała Różaniec. Z dzieciństwa zapamiętałam wyraźnie jeden obraz: klęczącą i skupioną na modlitwie mamę. Łączyła ją z Matką Bożą szczególna więź – wspomina Grażyna, dodając, że – dzięki wstawiennictwu Maryi – w jej rodzinie wydarzyło się wiele cudów. Nie nazywa ich przypadkami, zbiegami okoliczności. Wierzy, że to interwencja Boga. A Jego cudowny dotyk jest odpowiedzią na nasze prośby.

Boska i ludzka

Dokładnie 35 lat od urodzin Grażyny życie zatoczyło koło. Kiedy spodziewała się trzeciego dziecka, okazało się, że może je stracić. Ryzyko przedwczesnego porodu było ogromne. W dodatku w piersi kobiety wykryto niewielki guzek. – To był szok. Nie dość, że ciąża zagrożona, to jeszcze pojawiła się wizja nowotworu. Przez cały czas płakałam. Wówczas do szpitala przyjechała mama. Wyjęła z torby zniszczony obrazek MBNP i powiedziała to samo, co przed laty usłyszała od księdza: „Módl się! Maryja też była matką – i to matką cierpiącą. Dlatego rozumie, współczuje, wspiera i pomaga” – Grażyna przywołuje słowa mamy, dodając, że modlitwa ją uspokoiła, sprawiła, że zaczęła postrzegać Maryję nie tylko jako bliską Bogu Królową, ale Matkę, która wiesza pieluszki Jezusa i martwi się, gdy Ten się gdzieś zapodzieje, a wiele lat później traci swojego Syna, widzi, jak On umiera. Jest boska i ludzka zarazem. Modlitwa pomogła, a Marysia urodziła się zdrowa. Pozostał jeszcze guz.

Spojrzenie znające cierpienie

– Kiedy po porodzie, płacząc, pytałam lekarza, jakie – jeśli okaże się, że mam raka – są rokowania, popatrzył na mnie, potem wyjął zza koszuli krzyżyk i, wskazując na niego, powiedział: „Tu są najlepsze rokowania, proszę się modlić” – opowiada kobieta. Termin biopsji wyznaczono na 13 czerwca. Niektórzy pytali Grażynę, czy nie boi się takiej pechowej daty. Ona odpowiadała, że 13 to dzień fatimski, więc jeśli ma być operowana, jest to najlepszy z możliwych terminów. Po dwóch tygodniach, 27 czerwca, przyszły wyniki. Okazało się, że to włókniak. – Kiedy wieczorem uklękłam do modlitwy, dziękując za to, że nie jestem chora, uświadomiłam sobie, jaki to dzień: wspomnienie MBNP. Poczułam wtedy, że Ona wzywa mnie do siebie – wyznaje Grażyna.

Kilka dni temu kobieta wróciła z Rzymu, gdzie przed oryginalną ikoną Matki Bożej Nieustającej Pomocy, która znajduje się w sanktuarium MBNP na Wzgórzu Eskwilińskim, dziękowała za wszystkie cuda, jakie – dzięki wstawiennictwu Maryi – wydarzyły się w jej życiu. – Przeczytałam gdzieś, że spojrzenie Maryi na tym obrazie jest spojrzeniem matki, która zna cierpienie i ofiarowuje swoją pomoc bez granic. Poprzez swoją powagę i czułość zaprasza nas do przyjęcia woli Bożej nawet wtedy, gdy dźwigamy krzyż. To piękne i prawdziwe słowa. Ja dodam od siebie, że Boża moc ma nieograniczone możliwości, z naszej strony potrzebna jest wiara – puentuje Grażyna.

 

Ta nowenna ciągle trwa

PYTAMY o. dr. Marka Kotyńskiego CSSR, wieloletniego kustosza sanktuarium Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Rzymie, gdzie znajduje się oryginalna ikona MBNP

Matka Boża Nieustającej Pomocy znana jest na całym świecie. Kiedy zaczął się Jej kult?

Historia ikony czczonej dziś jako Matka Boża Nieustającej Pomocy tkwi w mrokach legendy. Mówi ona, że około XV w. obraz został wykradziony przez pewnego kupca z sanktuarium na Krecie i przewieziony okrętem do Rzymu. Gdy podczas podróży życie pasażerów okrętu znalazło się w niebezpieczeństwie z powodu gwałtownej burzy, niezwykła pomoc Matki Bożej ocaliła podróżników od zagłady. Po przybyciu do Rzymu cudowna ikona została umieszczona w starożytnym kościele św. Mateusza na Wzgórzu Eskwilińskim, między bazylikami Matki Bożej Większej i św. Jana na Lateranie, gdzie przez trzy wieki ożywiała pobożność wiernych. Jednak po zburzeniu świątyni w okresie wojen napoleońskich obraz przeniesiono do innego kościoła i ślad po nim zaginął. Gdy w drugiej połowie XIX w. w pobliżu ruin bazyliki św. Mateusza redemptoryści zbudowali kościół św. Alfonsa, zaczęli szukać tej pięknej i słynącej cudami ikony. Odnaleźli ją dzięki niezwykłym i opatrznościowym wydarzeniom i poprosili ówczesnego papieża Piusa IX, aby podarował cudowny obraz redemptorystom do ich nowej świątyni. Papież przychylił się do ich prośby i 26 kwietnia 1866 r. – odnowioną przez polskiego malarza Leopolda Nowotnego – ikonę wniesiono w uroczystej procesji do kościoła św. Alfonsa na Eskwilinie przy Via Merulana 31. Zdarzyły się wtedy kolejna dwa cuda. Powierzając ikonę Zgromadzeniu Redemptorystów, Pius IX wyraził pragnienie, aby rozpowszechniono ją na całym świecie. Już w kilka miesięcy po tym wydarzeniu pierwsze kopie powędrowały na różne kontynenty i odtąd do rzymskiego kościoła św. Alfonsa przybywają pielgrzymi ze wszystkich stron świata. Do dziś uważa się, że ikona MBNP jest najbardziej czczonym w świecie obrazem maryjnym.

W jaki sposób ten kult został zaszczepiony w Polsce?

Trudno dziś ustalić, kiedy pierwsze kopie rzymskiego obrazu pojawiały się w Polsce, ale wszystko wskazuje na to, że stało się to zanim pojawili się tu redemptoryści. Wielkim propagatorem ikony był redemptorysta, wielki misjonarz, a dziś sługa Boży – o. Bernard Łubieński. Sprowadził on z Rzymu do Polski setki kopii cudownego obrazu, który polscy wierni bardzo pokochali. Do rozwoju kultu MBNP najbardziej jednak przyczyniło się powstałe wśród redemptorystów w USA nabożeństwo „nieustannej nowenny”. Zostało ono zaszczepione także w Polsce, poczynając od świątyni św. Krzyża w Gliwicach i dziś odprawia się w większości polskich kościołów. 22 czerwca gliwicki obraz, przed którym odbyła się pierwsza nowenna, został ukoronowany papieskimi koronami.

Wielokrotnie spotkałam się z określeniem, że Nowenna do MBNP to modlitwa cudowna. Przez lata był Ojciec kustoszem sanktuarium MBNP w Rzymie. Z pewnością stał się Ojciec świadkiem lub słyszał o wielu cudach za wstawiennictwem MBNP?

Wydarzyły się ich tysiące, w różnych sanktuariach MBNP na świecie. Pierwszy z nich, udokumentowany historycznie, zdarzył się już podczas wspomnianej procesji, 26 kwietnia 1866 r. Gdy wierni z obrazem znajdowali się na ulicy Merulana, w oknie pewnej kamienicy, na pierwszym piętrze, pojawiała się młoda kobieta z umierającym dzieckiem na ręku, która zaczęła głośno krzyczeć: „Matko Najświętsza, uzdrów mi to dziecko, albo je zabierz ze sobą do raju”. Maryja wysłuchała tej bolesnej modlitwy: dziecko jeszcze tego samego dnia poczuło się lepiej i zostało całkiem uzdrowione. Matka natomiast z wielkiej wdzięczności kazała zamurować okno, w którym dokonał się cud, i w miejsce to wstawiła obraz MBNP podarowany jej przez przełożonego generalnego redemptorystów o. Maurona. Do dziś w tym miejscu, jakieś 100 m od rzymskiego sanktuarium, pali się wieczna lampka. Kiedyś, gdy późnym wieczorem zamykałem bramę, spostrzegłem pewnego Irlandczyka. Prosił mnie usilnie, by z żoną i dziećmi mogli choć chwilę jeszcze pomodlić się przed cudowną ikoną. Trzymał on w ręku starą, wygniecioną książeczkę z nowenną. Opowiedział mi, że należała do jego zmarłego ojca, który dzięki tej modlitwie zdołał przeżyć obóz koncentracyjny w Auschwitz. Po latach, znajdując się na łożu śmierci, opowiedział synowi tę historię i poprosił, by pojechał do Rzymu pomodlić się przed cudownym obrazem. Pamiętam, że tego wieczoru wraz z irlandzką rodziną długo jeszcze klęczałem w ciszy przed obliczem MBNP. Myślę jednak, iż wiele podobnych przypadków zapisuje w swoich kronikach każde sanktuarium MBNP na świecie.

NOT. JKD
Echo Katolickie 27/2014

 

Artykuł pochodzi ze strony: www.opoka.org.pl